Jaskinia

Shere Khan

*Shere Khan (;*

Samiec rozejrzał się, faktycznie, widział już podwójnie. Potykając się i obijając o różne rzeczy, ostatnimi ruchami przed uśpieniem zniknął gdzieś - wyszedł, sam nie wiedział, dokąd.

*ale ja wiem. TU. ;3*

Vonshe

Weszła tu swym dumnym krokiem. Było tu tyle nowych zapachów. Tygrysica spuściła nisko łeb i położyła się na najwyższej skale w jaskini. Ułożyła łeb na łapach.

Shere Khan

Shere Khan przytruchtał tu i dostrzegł nową samicę. Uśmiechnął się do niej przyjacielsko i przysiadł obok. I wtedy to poczuł. Miała ruję. Ten cudowny zapach. Starając się oddychać jak najrzadziej, postanowił się przedstawić.
- Witaj, jestem Shere Khan. - oznajmił. Szturchnął nosem pysk nowej.

Vonshe

Odchyliła łeb. - Witaj. Jestem Princess. - mówiąc swoje imię wzdrygnęła się. Nie lubiła go, ale nie ona go wybrała.

Shere Khan

Lew uniósł brew.
- Mam nadzieję, że z charakterem nie tak banalnym, jak imieniem. Pozwól, że będę cię nazywać inaczej, według mnie lepiej. Pasuje ci... - przerwał, przyglądając się uważnie tygrysicy - Afrodyta? Bogini piękności i miłości, te sprawy. - mrugnął porozumiewawczo do tygrysicy.

Vonshe

- Mój charakter na pewno nie jest banalny - prychnęła nieprzyjemnie. - A co do tej Afrodyty... Czy wszystkie tygrysice tak traktujesz, gdy wyczujesz ruję? - spojrzałam na samca.

Shere Khan

- Nie, nie wszystkie. Po prostu uważam, że jesteś piękna, a ruja nie ma nic do rzeczy. - mruknął miękko tygrys i wyciągnął się leniwie, kładąc łeb na łapach. Zapach rui nie był tak bardzo dokuczliwy, na całe szczęście.

Vonshe

Uśmiechnęła się. Stara śpiewka - pomyślała. Przeciągnęła się ukazując swoje śnieżnobiałe kły. - Od dawna tu jesteś? - spytał, by jakoś ożywić rozmowę.

Shere Khan

- Od początku wakacji, byłem pierwszym tygrysem. - oznajmił, mrugając zawzięcie. Był nieco zmęczony, dawno nie spał. Popatrzył leniwie na tygrysicę.

Vonshe

- Potwornie tu jest? Na pewno nie tak wspaniale jak na wolności - tygrysica westchnęła. Uniosła łeb by spojrzeć gdzieś w głąb jaskini.

Shere Khan

- Ja od zawsze mieszkałem w zoo, nie znam tamtejszego życia. - odpowiedział SK, marszcząc nos. - Masz coś przeciw małej drzemce? Jestem chorobliwie zmęczony. - ziewnął przeciągle.

Vonshe

- Nie. Nie ma nic przeciwko. Ja tym czasem "zwiedzę okolice" - na jej pysku pojawił się chytry uśmieszek - Tak... Zwiedzę krajobraz poza zoo.

Shere Khan

- Chcesz nawiać? - zapytał tygrys, z miejsca zapominając o swojej senności. Uniósł się gwałtownie, rozochocony tymże powiedzeniem. Dobry pomysł.

Vonshe

- No tak. Chce zobaczyć jak jest poza zoo. - tygrysica odwróciła się tyłem do tygrysa i zaczęła wolno zmierzać w kierunku wyjścia - Idziesz ze mną? - spytała spoglądając przez ramię.

Shere Khan

- Zmieniam zdanie, sen poczeka. - oznajmił tygrys i dotruchtał do Princess.
- To prowadź, Afrodyto. - uśmiechnął się do niej.